Nafciarz Łukasiewicz na muzycznej scenie

Skarby nie chodzą piechotą. Opowieść muzyczna o Ignacym Łukasiewiczu, Krzysztof Mroziak, Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie

On sam, Ignacy Łukasiewicz, nie przybiera teatralnej postaci – o jego życiu i niebywałych osiągnięciach śpiewają, grają, trochę też mówią dzieci, nastolatki, studenci i garstka dorosłych, w liczbie 150 osób! Wszyscy oni wywodzą się ze szkół muzycznych Podkarpacia oraz z Uniwersytetu Rzeszowskiego (Chór Akademicki). Tytuł tego twórczego, edukacyjnego i organizacyjnego przedsięwzięcia nie jest szczęśliwy: Skarby nie chodzą piechotą (jako że Łukasiewicz czarne złoto odkrył pod ziemią, co wymagało trudu), ale rezultat w treściach i wykonaniu przeciwnie: nader udany. Wszystko wsparło Biuro Programu „Niepodległa”. Powodem podjęcia wielkiego wyzwania był fakt, że Sejm Rzeczpospolitej Polskiej ogłosił rok 2022 Rokiem Ignacego Łukasiewicza na dwóchsetlecie jego urodzin. Podkarpacie, dawna Galicja, gdzie we wsi Zaduszniki przyszedł na świat, odczuwa więc zrozumiałą dumę i wyraża ją nie tylko muzyką. Dzieci z Koła Plastycznego przy Szkole Podstawowej w Dobkowicach przygotowały wystawę linorytów (wiadomo, że to bardzo trudna technika plastyczna) z obrazkami pracy górników, wież i szybów wiertniczych, poszukiwania nafty na łące i w lesie. Nagradzany w Europie artysta Stan Bigda sporządził ekspresyjny portret Łukasiewicza eksponowany w wielu miejscach. Dla młodych i starszych mieszkańców tamtej ziemi to nie są fantazje: w Bóbrce koło Krosna, gdzie Łukasiewicz w 1854 roku uruchomił pierwsze w świecie wydobycie ropy, obok wciąż czynnej kopalni działa Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego.

Dzieło o Bóbrce właśnie, Muzeum, Ignacym i wielu innych ciekawych sprawach ma formę, by tak rzec, niescenicznego musicalu. Skomponował je Krzysztof Mroziak, a składa się ono z dwunastu numerów muzycznych na dwoje solistów, chóry i orkiestrę. Za przerywniki służą krótkie kwestie narratora, a był nim, niezawodny w takiej roli, Andrzej Ferenc. Krakowska poetka Monika Partyk napisała zręczny scenariusz. Uniknęła w nim patosu, a nie unikała młodzieżowego języka, krasiła wiersz humorem i stosując zrozumiałe przy takich założeniach uproszczenia, zawarła w utworze istotne wątki biograficzne. A że Ignacy jako czternastoletni chłopiec zaczął pracować w aptekach Łańcuta, Rzeszowa, wreszcie Lwowa, jedna z pieśni nosi tytuł Farmakognozja stosowana i kapitalnie oddaje klimat epoki. W refrenie powracają słowa „Nudne dzisiaj są apteki – same leki!” – a dawniej? Sprzedawano tam czekoladę, płyn na pchły, sztuczne ognie, atrament i szminki! Ale nasz „pomocnik aptekarza” wdał się w działalność patriotyczną, (cytuję Monikę Partyk) „pisał agitki, wici słał, mrzonką o Polsce lud zarażał”. Oskarżony i osądzony, dwa lata spędził w więzieniu. Po uwolnieniu studiował farmację na uniwersytetach Krakowa i Wiednia, a gdy wrócił do pracy w lwowskiej aptece, w dokonywanych na zapleczu badaniach nad ropą naftową odkrył sposób, jak po jej oczyszczeniu uzyskać naftę świetlną. W rezultacie w 1853 roku lekarze szpitala na Łyczakowie wykonali operację przy świetle pierwszej w świecie lampy naftowej, a w Gorlicach zapłonęła niebawem pierwsza na świecie naftowa latarnia. Wieści o polskim wynalazku dotarły za ocean i wywołały tam zazdrość, co Monice Partyk stworzyło okazję do dowcipnego rymu (inspirowanego oczywiście wierszem Jana Brzechwy Na straganie) „A to feler – westchnął Rockefeller”.

Łukasiewicz na miłość swego życia upatrzył sobie (oprócz nafty)… siostrzenicę, Emilię. Po długich staraniach uzyskał od papieża zgodę na ślub. Ich jedyna córka, Marianna, zmarła w dzieciństwie. Łukasiewicz w zakupionym dworku Chorkówka prowadził działalność społeczną, pracownikom kopalni założył system ubezpieczeniowy, łożył na budowy szkół i mostów, pomagał ludziom; zwano go Ojcem Ignacym. Życzliwy ciemiężonej Polsce Pius IX przyznał mu za tę działalność najwyższe papieskie odznaczenia: tytuł Szambelana i Order Św. Grzegorza. Łukasiewicz o siebie nie dbał, nad czym ubolewała żona: nosił stare spodnie i wytarte mankiety. Ale sierść ulubionego pudla pielęgnował naftą kosmetyczną i zwracał się do psa: „panie dobrodzieju!”. Zmarł w Chorkówce na zapalenie płuc w wieku zaledwie sześćdziesięciu lat.

Część informacji czerpię ze starannie wydanego programu tego widowiskowego koncertu. W pieśniach jest jeszcze o szkolnej wycieczce zwiedzającej Muzeum w Bóbrce, w nim – tajemnicze kiwony. Chyba mało kto wie, co to. A to specjalne urządzenie do pompowania ropy naftowej ze złoża o niskim ciśnieniu własnym, żuraw pompowy. Jest też o kontynuatorze, w pewnym sensie, osiągnięć Łukasiewicza w drugiej połowie XIX wieku, Witoldzie Zglenickim. Ów Polak urodzony pod Kutnem z Baku w Azerbejdżanie uczynił naftową potęgę i odkrył, że złoża ropy kryją też dna mórz. A pieśń ostatnia Przybij piątkę z Ignacym! zawiera edukacyjny morał: wszystko zawdzięczamy Ignacemu, czyli nafcie – jeżdżące samochody, fruwające samoloty, ciepłą wodę w kranie, gorącą herbatę, działającą pralkę, plastik, wazelinę i wosk. No cóż, ostatnio to cywilizacyjne wykorzystanie odkryć Łukasiewicza nabrało drażliwego znaczenia. Najpierw smog, teraz wojna dowiodły, że bez ropy i gazu świat nie istnieje.

Ale to egzystencjalne wątpienie nie umniejsza artystycznych osiągnięć dziecięcej i młodzieżowej społeczności Podkarpacia – no nie całej, jej muzycznie uzdolnionej delegacji, chętnej do śpiewu i dodatkowej pracy: prapremierowe przygotowanie ponad godzinnego musicalu musiało zająć wiele tygodni prób. Chór dziecięcy zgrupował uczniów z pięciu szkół muzycznych I stopnia: w Strzyżowie, Rymanowie, Ropczycach, Jeżowej i Błażowej. Orkiestra Symfoniczna szkół muzycznych I i II stopnia w Mielcu postępowała jak najprawdziwsza filharmonia, i tak grała. Rytuał obejmował dostojne wejście na scenę, elegancję czerni ubiorów, zajęcie miejsc na krzesłach, rozłożenie nut na pulpitach, przejęcie obojowego dźwięku „a” przez koncertmistrzynię, staranne zestrojenie się orkiestry, a potem już czujną reakcję na gesty dyrygentów, których było dwoje: Katarzyna Sobas (przez chwilę też śpiewała) i Grzegorz Oliwa. Między orkiestrą dało się dojrzeć osoby, które szkołę musiały ukończyć już dawno, ale kiedy zdarza się dużo trudniejsza partia albo zastosowanie niecodziennego instrumentu, trzeba ratować się „wypożyczeniem” dojrzałego muzyka, to zwyczajowa praktyka.

A muzyka Mroziaka brzmiała z symfonicznym blaskiem, była przystępna, a daleka od banału, zdarzał się ciekawy puls rytmiczny. Najciekawiej wypadła pieśń o psie Pudel Pana Ł. – z intrygującym harmonicznie zestawem śpiewu solowego z chóralnym. Tu na brawa zasłużyły głosy męskie Chóru Akademickiego, nie mówiąc już o solistce Agnieszce Sobas zawsze doskonałej i naturalnej w przekazywaniu treści. Jej partnerem w śpiewie był Kacper Bator.

Organizację wydarzenia przyjął i doprowadził do finału Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie i jego dyrektor Damian Drąg. Pierwsze przedstawienie dano w Teatrze Polskim im. Arnolda Szyfmana w Warszawie i wtedy widownię zapełniły młode osoby ze szkół muzycznych z całej Polski – spotkałam widzów z Myśliborza i Zambrowa, niektóre po raz pierwszy znalazły się przy tej okazji w Warszawie. Następne koncerty odbyły się już na Podkarpaciu, w Jasionce i Krośnie.

04-01-2023

Wojewódzki Dom Kultury w Rzeszowie
Krzysztof Mroziak
Skarby nie chodzą piechotą. Opowieść muzyczna o Ignacym Łukasiewiczu
tekst: Monika Partyk
dyrygenci: Katarzyna Sobas i Grzegorz Oliwa
przygotowanie orkiestry: Ryszard Kusek przygotowanie chóru: Agnieszka Tomaszek –
wykonanie: Orkiestra Symfoniczna Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Mielcu,
Chór Akademicki Uniwersytetu Rzeszowskiego, chór dziecięcy szkół muzycznych I stopnia w Strzyżowie, Rymanowie, Ropczycach, Jeżowem i Błażowej
soliści: Agnieszka Sobas, Kacper Bator
narratorzy: Andrzej Ferenc, Paweł Gładyś
premiera: 12.12.2022 (Teatr Polski w Warszawie)

Źródło: https://teatralny.pl/recenzje/nafciarz-lukasiewicz-na-muzycznej-scenie,3678.html